Droga po szczęście

Wylewanie dziecka z polityczną kąpielą

Staram się nie zajmować polityką na Stożkach. Obawiam się zabłądzenia pomiędzy te  zakamarki internetu, w których ludzie skaczą sobie do gardeł, obwiniając na zmianę PiS i PO o to, że pada deszcz albo że po niedzieli następuje poniedziałek, a nie na przykład środa.

time-1485384_960_720

O niektórych kwestiach jednak nawet mnie trudno milczeć. Jedną z nich jest pomysł wydłużenia czasu na potwierdzenie zrzeczenia się dziecka po porodzie z obecnych 6 do 14 tygodni. W teorii brzmi to mądrze: przeciwdziała pochopnemu rozdzieleniu matki z noworodkiem, daje dodatkowe miesiące na znalezienie pomocy materialnej oraz innych form wsparcia. Medialna propaganda działa zwłaszcza na wyobraźnię osób niemających nic wspólnego z rodzicielstwem zastępczym ani adopcyjnym, którym się wydaje, że obecnie kobiety w trudnej sytuacji życiowej są zachęcane lub wręcz zmuszane do rezygnacji z praw rodzicielskich.

A jak to wygląda w praktyce? Zacznę od opisania rzeczywistego przypadku z mojego otoczenia; na jego podstawie będzie mi łatwiej omówić szkodliwość takiej ustawy. Karolina ma 22 lata i jest narkomanką. Niedawno sąd odebrał jej prawa do dwojga małych dzieci – trzyletniego i półtorarocznego. Podczas rozprawy nie protestowała; przeciwnie, przyznała, że nie chce walczyć z nałogiem i nie potrafi się zająć dziećmi. Przy okazji ujawniła też, że jest w trzeciej ciąży i zadeklarowała oddanie maluszka do adopcji zaraz po porodzie. Formalnie (w myśl aktualnych przepisów) będzie to mogła zrobić dopiero wtedy, kiedy bobas przyjdzie na świat, a po sześciu tygodniach i tak będzie musiała potwierdzić swoją decyzję przed sądem.

Dlaczego uważam, że wydłużenie tego czasu jest szkodliwe? Pytanie do pomysłodawców tej ustawy: jak sądzicie, co się wtedy dzieje z dzieckiem? Podpowiem: po porodzie nie zostaje z matką biologiczną, która chce się go zrzec. Trafia do domu dziecka, ewentualnie do ośrodka preadopcyjnego, rzadziej do pogotowia opiekuńczego. Jest zatem umieszczane w placówce, w której nie ma większych szans na nawiązanie stałej, bezpiecznej więzi z jednym lub dwoma opiekunami. Takie sytuacje jak nasza, czyli preadopcja noworodka, należą do wyjątków i są obarczone sporym ryzykiem. Nie wszyscy rodzice adopcyjni są gotowi przyjąć dziecko, które w każdej chwili może zostać im odebrane – tym bardziej, że w naszym kraju nie funkcjonuje żadna forma pomocy psychologicznej dla takich osób. Wracając do meritum: 6 tygodni to być może niewiele dla kobiety po porodzie, ale niezmiernie długo dla noworodka, który w tym czasie bardzo intensywnie się rozwija. Obecnie rząd chce skazać opuszczone maluszki na minimum 3,5 miesiąca pobytu w placówce, a w rzeczywistości nawet dłużej, bowiem dopiero po upływie tego czasu ruszy cała machina adopcyjna.

Może też się zdarzyć tak, że matka biologiczna nie stawi się w sądzie w wyznaczonym terminie, żeby potwierdzić decyzję o zrzeczeniu się potomka. Wtedy oczywiście należy wyznaczyć nową datę posiedzenia sądu, a przede wszystkim ustalić miejsce pobytu kobiety, co czasem graniczy z niemożliwością (wiem, co mówię, bo takie ryzyko istniało również w naszej historii; na szczęście wszystko zakończyło się pozytywnie dla Księżniczki). Przez cały ten czas dziecko nadal pozostaje w placówce lub, co gorsza, jest przenoszone do innego domu dziecka czy rodziny zastępczej – czyli doświadcza kolejnej zmiany miejsca, opiekunów i rytuałów. Dla noworodka to prawdziwa rewolucja, w jak najgorszym znaczeniu tego słowa.

Jeśli wierzyć ośrodkom adopcyjnym, po wprowadzeniu programu 500+ niewiele kobiet decyduje się na zrzeczenie praw do noworodka, co ma swoje dobre i złe strony. Dobre – bo oznacza, że źródłem takich decyzji nie jest bieda. Złe – gdyż perspektywa korzyści finansowej nie zawsze idzie w parze z troską o zaspokojenie potrzeb maluszka… czasem oznacza po prostu więcej pieniędzy na używki. Matki, które mimo wszystko rezygnują z opieki nad dzieckiem zaraz po porodzie, czynią to  z różnych powodów, np.:
– świadomość uzależnienia od używek i brak motywacji do podjęcia leczenia (jak u wspomnianej Karoliny);
– niedojrzałość do roli mamy albo niechęć do posiadania dziecka;
– ciąża w wyniku gwałtu lub/i kazirodztwa;
– urodzenie dziecka ze związku pozamałżeńskiego, nieakceptowanego przez współmałżonka;
– brak warunków (nie tylko materialnych!) do wychowania potomka – np. przemoc w domu, styl życia kolidujący z rodzicielstwem etc.

Większość tych kobiet podejmuje decyzję już na etapie ciąży, dlatego przywoływana często jako argument za zmianą prawa depresja poporodowa nie znajduje tu zastosowania. Inna sprawa, że w przypadku podejrzenia takiej depresji każda pacjentka powinna uzyskać specjalistyczne wsparcie, żeby uniknąć różnego rodzaju tragedii, z samobójstwem włącznie.

Ostatnio zastanawiałyśmy się z Izzy, czy istnieją jakieś statystyki, obrazujące, ile kobiet faktycznie zmienia decyzję o oddaniu dziecka do adopcji w trakcie tych ustawowych 6 tygodni. Obie słyszałyśmy o takich przypadkach, ale nie na tyle często, żeby uznać je za regułę. Mnie się wydaje, że skoro odwołanie woli zrzeczenia następuje bez żadnych kroków prawnych, to takie statystyki nie są prowadzone – poprawcie mnie proszę, jeżeli nie mam racji, bo chętnie się z nimi zapoznam, jeśli istnieją.

Jedną kwestię muszę w tym miejscu jasno zaznaczyć: uważam, że rozdzielanie biologicznej matki z jej dzieckiem zawsze jest złem. Gdyby Księżniczka mogła pozostać z tą, która ją urodziła, to chciałabym tego dla niej, nawet za cenę własnej traumy albo długiego czekania na ten właściwy telefon z OA. Tak się jednak nie stało… i właśnie dzięki obecnym przepisom ona  i wiele innych dzieci mogło bardzo szybko trafić do kochających rodzin, w których otrzymały szansę na normalne dorastanie. Biologicznym rodzicom pokrzywdzonym przez los naprawdę szczerze, z serca współczuję. Trzeba natomiast pamiętać, że w znacznej większości mówimy tu o dorosłych, którzy z założenia powinni być odpowiedzialni za swoje decyzje i czyny. Bywa z tym różnie, a konsekwencje ponoszą niestety dzieci, które najwyraźniej mało obchodzą kolejnych rządzących.

alkoghol-2714482_960_720

Pamiętacie Marka – ojca zastępczego, który był bohaterem jednego z niedawnych wpisów?[KLIK]  Rozmawiałam z nim ostatnio właśnie na temat, który poruszam w tym tekście. Marek nakreślił mi portret rodziców biologicznych swoich (byłych i obecnych) podopiecznych. Z jego opowieści wyłania się niestety ponury obraz ludzi, którzy kompletnie nie panują nad swoim życiem: przegrywają z nałogami, nie są w stanie utrzymać żadnej pracy, nie potrafią w minimalnym stopniu zadbać o dom. Większość z nich deklaruje miłość do dzieci i zapowiada walkę o nie, po czym… ani razu się nie pojawia, nie dzwoni, nie interesuje się nimi… aż do kolejnej rozprawy, gdzie historia zatacza koło. Taki stan zawieszenia trwa nierzadko latami, bowiem sądy dają wiarę zapewnieniom rodziców i ofiarowują im kolejne szanse. Jak to znoszą dzieci? Część z nich bardzo tęskni i karmi się marzeniami o tym, że mama przestanie pić, tata znajdzie pracę i rodzina będzie znowu razem. Część natomiast rozpaczliwie wypatruje normalności, czeka na nową mamę, która jednak nie może się pojawić, dopóki sąd nie uwolni ich prawnie. Obie te postawy generują bunt, rozczarowanie, problemy emocjonalne i ogólnorozwojowe.
Marek uświadomił mi też, że po zmianie przepisów gminy mają dostawać jakieś gratyfikacje finansowe od rządu, jeżeli określony odsetek dzieci odebranych rodzinom biologicznym w ciągu roku do nich wróci. Według mnie ta praktyka jest ogromnie niebezpieczna, bo będzie oznaczała naciski na oddawanie dzieci rodzicom stosującym przemoc lub głęboko uzależnionym – tylko po to, żeby statystyki się zgadzały.

Aż mnie korci, żeby zastosować tutaj taki infantylny sarkazm i zaproponować wydłużenie czasu na wszelkie decyzje rodziców biologicznych aż do osiągnięcia przez dziecko pełnoletniości, ale boję się, że niechcący dostarczę inspiracji komuś na Wiejskiej…

Napiszę więc tylko, że tytułowe wylewanie dziecka z kąpielą to robienie mu krzywdy pod pozorem zapewnienia integralności rodziny, która w rzeczywistości i tak nie istnieje.

14 myśli w temacie “Wylewanie dziecka z polityczną kąpielą”

  1. 😦 I robi się zimniej i zimniej. Może system ustawodawczy się wypaczył? Skoro ustawy obmyślane i zatwierdzane się przez ludzi nie znających się na problemie? Może specjaliści powinni przygotowywać projekt, a posłowie głosują tak/nie – bez możliwości psucia po drodze? Nie słyszałam o tych próbach zmian, ale dla dziecka skończą się źle 😦

    Polubienie

    1. To teraz Ci się do czegoś przyznam. Miałam cichą nadzieję, że tak będzie z reformą oświaty, bo podobno pracowali nad nią specjaliści. A co się okazało, to szkoda gadać.

      Polubienie

  2. Lady, całkowicie się z Tobą zgadzam. Obecna polityka rządu dążąca do zatrzymania dziecka w rodzinie biologicznej za wszelką cenę w imię tzw. „obrony rodziny” jest nieakceptowalna. Najgorsze w tym jest to, że dobro dziecka jest jak zwykle na samym końcu. Doświadczyłam tego na własnej skórze jak pewnie pamiętasz, gdy pani sędzia nie chciała wydać pieczy (tylko od razu wyznaczyła sprawę o przysposobienie) tłumacząc tym, że co to za różnica, czy dziecko leży w placówce 6 tygodni, czy 4 miesiące. (jej słowa) Dziecko jak najszybciej powinno trafić do kochającej rodziny, by zminimalizować jego traumę. Czy naprawdę ktoś wierzy, że dając alkoholiczce i narkomance kilka tygodni więcej, zrobi z niej dobrą matkę? Nie wiem jaki odsetek kobiet zmienia decyzję dotyczącą oddania dziecka do adopcji, ale wiem, że się zdarza. Jednak kobieta ma 9 miesięcy ciąży plus te 6 tygodni, kiedy to urodzi i realnie spojrzy na sytuację.
    Jak tak dalej pójdzie to rodzina biologiczna będzie tak gloryfikowana, że w każdej chwili będzie mogła przyjść i zażądać dziecka z powrotem. Czyli np. po kilku latach, kiedy ogarnie się ze swoim życiem, puka do Twoich drzwi i mówi „oddaj dziecko”
    Może popłynęłam z tym przykładem, ale niestety tak jest.

    Polubienie

    1. Gdzieś podświadomie chyba się tego boję, wiesz? Takiej możliwości zabrania dziecka rodzicom adopcyjnym w imię źle pojętego prawa naturalnego. Już kiedyś pisałam, że jeżeli Księżniczka zapragnie poznać swoją biologiczną rodzinę, to jej w tym pomogę – ale to ma być jej świadoma decyzja, a nie wynik chorego prawa.

      Polubione przez 1 osoba

  3. A najbardziej cierpi dziecko.
    Chyba najbardziej przeżywają to dzieci kilku-kilkunastoletnie, które zostały odebrane rodzicom biologicznym dla własnego dobra, ale one cierpią, bo mama i tata byli dla nich najważniejsi (nawet jeśli byli złymi ludźmi) i te dzieci żyją w takim zawieszeniu, niepewności, strachu.
    To straszne przez co te dzieci muszą przechodzić. A przy wydłużeniu tego okresu będzie dla tych dzieci jeszcze gorzej. Tak mi się wydaje.

    Polubienie

  4. Nie da się uniknąć polityki – to prawda. Czasami, zwłaszcza gdy mnie coś mocno uderzy, zastanawiam się czy nie dopisać odrębnej kategorii na blogu.
    Oczywiście zgadzam się z tobą całkowicie (ale ty to masz dar jednak, świetnie opisujesz). Myślę, że działa tu poniekąd tendencja do skrajności. Najpierw słyszy się na każdym kroku, że odebrano dzieci rodzicom z powodu biedy, niepełnosprawności lub na podstawie niesprawdzonych donosów. A za chwilę coś takiego… Żadnego wypośrodkowania, żadnego rozsądku. Zamiast tego, jakże charakterystyczne dla naszego rządu, wrzucanie wszystkich do jednego wora, zamiast odrębnej analizy każdego przypadku.

    Polubienie

    1. Rzecz w tym, że to „odbieranie dzieci z powodu biedy” to bujda, która dobrze sprzedaje się w telewizji. Niedawno czytałam statystyki, z których wynika, że takich przypadków jest dużo mniej niż 1% wszystkich interwencji, kończących się odebraniem dziecka. Jeśli chcesz, to podeślę Ci później link (albo nawet wrzucę go tutaj) do źródła tych danych, bo zawarte tam informacje bardzo dobrze pokazują, dlaczego w Polsce odbiera się dzieci rodzicom biologicznym. Na pierwszym miejscu, o ile dobrze pamiętam, są używki…

      Polubienie

      1. Dzięki za link.
        Nie wiem, co myśleć. Ja nie twierdzę, że takich przypadków jest dużo, ale widocznie są dobrze nagłaśniane i to wystarczy.Ludzie wierzą w to co widzą i słyszą, mało kto zagląda do statystyk. A opinia publiczna ma największą siłę.
        Oczywiście, to tak poza tematem i nie zmienia faktu, że zgadzam się z tym, co napisałaś w poście.

        Polubienie

      2. Przez pryzmat biedy nagłaśniane są praktycznie wszystkie, które są nagłaśniane. A zazwyczaj jest drugie dno, o którym nie może mówić strona urzędowa, a do której nie przyzna się bohater reportażu.
        I oczywiście, że używki idą w parze nie tylko z zaniedbaniem, czy przemocą, ale i biedą…

        Polubione przez 1 osoba

      3. Zgadza się. Tę biedę dodatkowo podkreśla się wprowadzającymi w błąd tytułami, np. „Brakowało im tylko łóżeczka” albo „Odebrano im dziecko za bałagan w mieszkaniu” etc.

        Polubienie

  5. Ja również nie widzę nic dobrego w tej ustawie. To tylko powoduje, że osoby, które piszą te programy są oderwane od rzeczywistości i albo nie mają pojęcia o problemie albo rzeczywiście chcą na siłę zatrzymać dziecko w biologicznej rodzinie, co zresztą wspomagane jest przez 500+. Sama mam w rodzinie taki przykład: moja ciocia z wujkiem zaadoptowali 6l. chłopca i byli gotowi na rodzeństwo dla niego, jeżeli takie (jego biologiczne) się pojawi. Tak się stało. Oczywiście opieka społeczna znając tą rodzinę interweniowała, aby odebrać też to drugie dziecko. Ale , gdy wszedł program 500+ w matce biologicznej odezwały się” matczyne”uczucia i w trakcie rozprawy chciała, żeby dzieci wróciły do niej. Na szczęście opieka i sąd nie dały wiary zapenieniom tej matki, bo nie chcę wiedzieć, co działoby się teraz z moimi kuzynami 😦

    Polubienie

    1. Wiadomo, że normalną sytuacją dla dziecka jest taka, kiedy rodzice pragną go jeszcze przed jego pojawieniem się na świecie, a po narodzinach zajmują się nim najlepiej, jak umieją. Jeżeli dochodzi do zrzeczenia się praw rodzicielskich albo odebrania dziecka rodzinie biologicznej, to już nie jest normalnie – i dlatego trzeba dążyć do tego, żeby zminimalizować tę traumę u dziecka i znaleźć mu kochający, bezpieczny dom. Tymczasem zamiast dać szanse dziecku, zainteresowanie systemu cały czas skupia się na dorosłych, którzy bardzo często wybrali już swoją drogę, bynajmniej niezwiązaną z rodzicielstwem. I to mnie właśnie boli.
      Dziękuję za komentarz!!!

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Lady Makbet Anuluj pisanie odpowiedzi