Taka tam rodzina adopcyjna

Nie taka niania straszna, jak ją filmują

yes-3100993_960_720

Moja mama wypowiadała się o żłobkach wyłącznie negatywnie. Wiele razy słyszałam z jej ust, że nie rozumie, jak można oddać małe dziecko na cały dzień „do żłoba”. Dorastałam więc w przekonaniu, że taka placówka to coś złego, a zaprowadzanie tam pociech nie najlepiej świadczy o ich rodzicach. Kiedy miałam jakieś jedenaście albo dwanaście lat, moja babcia zaczęła sobie dorabiać jako niania. Opiekowała się między innymi dwu-trzyletnim chłopcem, którego ojciec ciągle wyjeżdżał w interesach, a matka była zajęta rozkręcaniem własnej firmy. Maluch związał się z nianią bardziej niż z nimi, do tego stopnia, że wpadał w histerię za każdym razem, gdy zamykały się za nią drzwi. Bez niej nie chciał jeść ani wychodzić na spacer. Z opowieści babci wyłaniał się więc znowu ponury obraz opuszczonego dziecka, przegrywającego w hierarchii z pracą swoich najbliższych. Wówczas wydawało mi się naturalne, że po porodzie będę ze swoją pociechą w domu przynajmniej do rozpoczęcia przez nią edukacji przedszkolnej.

Potem jednak dorosłam i zrozumiałam, że świat nie jest czarno-biały, zaś godzenie obowiązków rodzinnych i zawodowych to naprawdę trudna sztuka. A jeszcze później rząd postanowił zlikwidować gimnazja, co wywróciło moje zatrudnienie do góry nogami niemal dokładnie w momencie, kiedy w naszym życiu pojawiła się Księżniczka. Po pół roku okazało się, że będziemy potrzebować niani.

baby-sitter-1140863_960_720

Okropnie się tego bałam. Przeglądałam ogłoszenia w internecie, ale żadne mnie nie przekonywało: albo reklamowały się bardzo młode dziewczyny, albo starsze panie. W przypadku tych pierwszych treść oferty często sugerowała, że liczą na lekką pracę i łatwy zarobek, a nie do końca mają pojęcie, czym faktycznie jest długotrwała opieka nad niemowlakiem. Te drugie z kolei najczęściej dołączały referencje i… listę własnych wymagań, czasem niemożliwych do spełnienia, przeważnie też pisanych, łagodnie rzecz ujmując, fatalną polszczyzną. Chyba zadziałało moje skrzywienie zawodowe, ale po prostu uważam, że jeżeli ktoś poważnie szuka zatrudnienia, to choćby z szacunku dla przyszłego pracodawcy przepuści te kilka zdań przez autokorektę albo da komuś do sprawdzenia. Jednak, jako że miewam więcej szczęścia niż rozumu, niania znalazła się sama… A właściwie znalazła ją moja teściowa (nie mówiłam, że z niej świetna babka?).

W ten oto sposób poznaliśmy się z panią B., emerytowaną nauczycielką i doświadczoną opiekunką, która jesienią została nianią Księżniczki. Bilans plusów i minusów tego rozwiązania chciałam przedstawić latem, kiedy nasza współpraca dobiegnie końca, ale ponieważ temat wypłynął pod ostatnim wpisem, to zdecydowałam się zrobić to teraz.

PLUSY:

+ dziecko jest pod stałą opieką jednej osoby, dzięki czemu czuje się bezpiecznie;

+ choroba maluszka nie wymaga od rodziców brania zwolnienia lekarskiego; odpadają dylematy, czy posłać pociechę z katarem do żłobka etc.

+ rodzice mogą zdecydować, czy będą wozić córkę lub syna do opiekunki, czy też niania będzie przyjeżdżać do nich. My wybraliśmy pierwsze rozwiązanie, ale oba mają sporo zalet. Np. bardziej nieśmiały lub wycofany maluch będzie czuł się lepiej u siebie w domu, z kolei ciekawski i żywiołowy chętnie zmieni środowisko na kilka godzin dziennie. Plusem opieki u niani jest też to, że nikt obcy nie kręci się po mieszkaniu, natomiast zaletę drugiej opcji stanowi fakt, że opiekunka może wyręczyć rodziców w drobnych zadaniach, choćby np. odebrać paczkę od kuriera.

+ niania dostosowuje się do oczekiwań rodziców w zakresie planu dnia maluszka, jego nawyków żywieniowych i innych przyzwyczajeń. Jest to na pewno mniejsza rewolucja niż żłobek, co wydaje mi się korzystne szczególnie w przypadku niemowlaków.

+ czas pracy niani jest elastyczny i po odpowiednim umówieniu się można go modyfikować. Dla mnie na przykład rewelacyjne jest to, że jeśli po południu odbywa się rada pedagogiczna, to nie muszę się martwić, kto i kiedy odbierze Księżniczkę. Opiekunka siedzi z nią tyle, ile trzeba.

+ doświadczona niania to skarb, taka trochę „trzecia babcia”. Nasza dała mi sporo dobrych rad odnośnie pielęgnacji i wychowywania berbecia. W dodatku spędza z dzieckiem wiele godzin, więc stanowi niejako dodatkową parę rodzicielskich oczu.

MINUSY:

finanse. To jest w ogóle temat-rzeka, bo często – zwłaszcza w mniejszych miastach – mamy do czynienia z sytuacją patową. Młoda mama po urlopie rodzicielskim wraca do pracy za najniższą krajową, a ponieważ miejsc w żłobkach jest jak na lekarstwo, musi zatrudnić nianię, która też chciałaby tę najniższą krajową zarobić. I tak naprawdę nie ma się co dziwić ani jednej, ani drugiej stronie… Opiekunka zwykle pracuje na pełen etat, w dodatku przez cały czas odpowiada za zdrowie i życie małego dziecka. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że należy jej się godne wynagrodzenie. Trudno też nie zrozumieć przeciętnych polskich rodziców, których nie stać na to, żeby połowę domowego budżetu przeznaczać na opiekunkę. A dziecko komuś powierzyć trzeba… U nas to było tak, że póki pracowałam 12 godzin w tygodniu, niani płaciliśmy mniej więcej tyle, ile wyniosłoby miejsce w prywatnym żłobku. Gorzej będzie w najbliższych miesiącach, bo macierzyński się skończył, czas pracy wzrósł, a wypłata się zmniejszyła (takie rzeczy tylko w szkolnictwie 😉 ). Do lipca jakoś musimy dać radę, a od września planujemy wysłać Księżniczkę do żłobka.

brak oficjalnej, zinstytucjonalizowanej kontroli. I tu nawet nie chodzi o to, czy nianię zatrudniamy zgodnie z prawem, czy na czarno. Ani o to, czy zamontujemy w domu tysiąc kamer. W przypadku personelu żłobkowego łatwiej jest sprawdzić jego kwalifikacje, poza tym istnieje szereg restrykcyjnych przepisów, których kadra takiej placówki musi przestrzegać. Jeśli chodzi o nianię, wystarczy wpisać w Google słowo „opiekunka” i jako pierwszy wyskakuje… tytuł horroru ;). A mówiąc całkiem poważnie, nigdy do końca nie wiemy, na kogo trafiliśmy, dlatego współpraca z nianią przynajmniej na starcie stanowi  ogromną niewiadomą i kosztuje sporo nerwów.

brak codziennego kontaktu z innymi dziećmi i związanej z tym nauki funkcjonowania w grupie. Szczerze mówiąc, dopisuję ten minus trochę na wyrost. Uważam, że moje dziecko ma jeszcze czas na Socjalizację przez wielkie „S”. Póki co interakcję z rówieśnikami zapewniają jej wyjścia na place zabaw albo spotkania z przyszywanym kuzynostwem.

W ramach podsumowania (a właściwie zamiast niego) napiszę jedynie, że z opiekunką Księżniczki „dotarłyśmy się” w ciągu pierwszych dwóch czy trzech tygodni. Chwilę zwątpienia przeżyłam tylko raz, na samym początku, kiedy w piękny, ciepły i słoneczny dzień odebrałam córcię ubraną w pięć(!) warstw odzieży, aż czerwoną od gorąca. Sprawę jednak szybko wyjaśniłyśmy i od tamtej pory nie mam większych zastrzeżeń. Cieszy mnie też, choć to trochę „poza konkursem”, że niania ma małego kundelka. Po historii z Reksiem córa zaczęła się bać psów, a bardzo chcieliśmy z niej ten lęk wykorzenić. Wygląda na to, że niechcący i w tym aspekcie opiekunka przyszła nam z pomocą.

Na pewno zdarzają się różne przypadki. Moja przyjaciółka została okradziona przez nianię zatrudnioną do synka. Inna z koleżanek opowiadała, że dziecko z wynajętą panią przez cały dzień oglądało argentyńskie telenowele. Można i tak… Na podstawie własnego doświadczenia mogę jednak polecić współpracę z nianią. Mimo tego, że nawet najlepsza opiekunka nie zastąpi kochającej mamy, jak to się mówi w telewizji: „jestem na tak!

yes-1137274_960_720

18 myśli w temacie “Nie taka niania straszna, jak ją filmują”

    1. Pewnie, że system jest ułomny. Skoro program 500+ podobno zgodnie z oczekiwaniami przyniósł wzrost dzietności, to zwiększenie liczby państwowych żłobków powinno być jego naturalną konsekwencją. A tu, za przeproszeniem, pupa blada. W moim mieście liczba miejsc w żłobku ma się do liczby urodzeń jak 1:30…
      No ale skoro wg MEN nauczyciel z moim stażem zarabia ponad 4000 brutto, to przecież stać go na zatrudnienie niani za 1500, czyż nie? 😉 (Wybacz sarkazm, jeszcze się nie otrząsnęłam po tych finansowych rewelacjach, które nam zaserwowała telewizja. Szkoda, że tylko wirtualnie.)

      Polubienie

  1. Ja mam cudowną nianię i mimo, iż mam rezerwację żłobka to co chwilę ją przesuwam o kolejne 2-3 miesiące bo szkoda mi z niej zrezygnować i wysłać małego do żłobka…W żłobku dziecko się szybciej rozwija, ma kontakt z innymi dziećmi ale przeraża mnie wizja częstych chorób i brania co chwilę zwolnienia z pracy na dziecko.

    Polubienie

  2. Zawsze myślałam, że żłobek jest dobry. Zabawa, rozwijające zajęcia, itepe itede. Dopóki nie musiałam posłać swojego osobistego dziecka…Nadal uważam, że nic mu się tam nie stanie, że będzie to z korzyścią dla niego, ale jak ostatnio odebrałam go szlochającego, to miałam ochotę rzucić moją pracę w pizdu i zostać z nim w domu…a był tam tylko 2 godziny. W przyszłym tygodniu idzie na 5, będzie tam spał (tzn takie jest moje i pań opiekunek życzenie, a jak będzie nie wie nikt). A od 7 maja już na cały dzień. U nas nie ma szans na opiekunkę, na wsi niewiele osób się tym zajmuje, a jak już ktoś jest, to niesprawdzony, a ja nie zostawię dziecka z przypadkową osobą. Zostaje więc żłobek.

    Polubienie

    1. Będę z niecierpliwością czekać na Twoją relację z pobytu Rysia w żłobku i chętnie skorzystam z Twoich spostrzeżeń. U nas adaptacja żłobkowa zacznie się w sierpniu i zobaczymy, jak pójdzie. W razie czego polecam Ci post Izzy na ten temat, mnie jego lektura wiele dała: http://www.naszmalyswiatek.pl/2017/07/papa-mamusiu-idziemy-do-przedszkola.html
      Trzymam kciuki za Rysia, a jeszcze bardziej za Ciebie. Chyba coś w tym jest, że my się adaptujemy wolniej od dzieci 😉

      Polubienie

  3. (…)”Spotkania z przyszywanym kuzynostwem”(…) No, ja oczywiście przeczytałam spotkania z parszywym kuzynostwem, ale do okulisty to się nie pójdzie, nie, bo po co?! 😀

    Gdy dziewczynki były małe i musiałam wrócić do pracy zatrudniłam mojego bliskiego kolegę. Świetnie sprawdził się jako niania, a dziewczyny za nim przepadały. Kilka lat później gdy często wyjeżdżałam za granicę, z dziewczynkami zostawał… mój drugi kolega. Któregoś razu nie mógł i… zastąpił go jego kolega. A teraz się trzymaj: Jeden z popularniejszych gejów w mieście plus Drag queen… Przychodził do dziewczyn przez 3 tygodnie, bo zbierał na auto. Byłam pełna obaw, zwłaszcza że byłam za granicą i nie mogłam nic zrobić. Okazało się, że nianią był rewelacyjną. Także, tego…
    Jak widzisz, u mnie tak wyszło, że opiekunkami byli mężczyźni i sprawdzili się bardzo. Żłobka też się obawiałam i nadal mam opory przy Tamaludze. Chcę przy niej być, jak długo to możliwe, ale wkrótce też muszę o czymś pomyśleć.
    PS mnie też raziłyby błędy ortograficzne 🙂

    Polubienie

    1. Myślę, że my, kobiety, często nie doceniamy męskich kompetencji w zakresie opieki nad dziećmi. Za bardzo chcemy, żeby było „po naszemu” i irytują nas rzeczy zupełnie nieistotne, jak choćby to, że tatuś założy córeczce zielone buty do czerwonej kiecki. I same robimy z facetów kaleki. Tymczasem jest tak, jak mówisz, panowie sobie zazwyczaj świetnie radzą.
      A co do błędów – nie oczekuję, że ogłoszenie będzie napisane trzynastozgłoskowcem i przetłumaczone na pięć języków… ale jeśli ktoś pisze: „zaopiekóje sie hłopcę lub dziewczynkom”, to aż się boję, co sobą „reprezętóje”. 😉

      Polubione przez 1 osoba

  4. Lady, wiem, że nie raz już o tym rozmawiałyśmy i pewnie będę się powtarzać, ale ja naprawdę ubolewam nad tym, że nie możemy być z naszymi dziećmi choćby przez te 3 lata, do momentu pójścia do przedszkola. Moja starsza córka miała 2 lata, kiedy poszła do żłobka i muszę powiedzieć, że ona była już gotowa do pracy w grupie. Ale młodsza miała zaledwie roczek, strasznie bolało mnie serce, bo była taka smutna, chodziła na początku ze swoim kocykiem i przytulała się do niego :(( Na mój widok biegła korytarzem, rzucała mi się na szyję, a ja czułam, że cały dzień po prostu strasznie tęskniła :((
    W swoim poście (dziękuję za polecenie i że się przydał – pewnie nie pomyślałaś, że tak szybko co? :*) pisałam o adaptacji dziecka w żłobku i przedszkolu, czyli jak pomóc maluchowi jak najlepiej dostosować się do nowej sytuacji. Ale nie zmieniam zdania, że gdybym nie musiała, to na pewno byłabym z dziećmi dłużej. Dziewczynki wspaniale się rozwinęły, szczególnie społecznie, ale oczywiście wolałabym, żeby dzieci, które tak długo były przeze mnie wyczekiwane, nie musiały tak szybko radzić sobie same…

    Pozostaje mi więc trzymać mocno kciuki za Księżniczkę, jak to Royal Baby, na pewno da radę 😉 A Tobie życzyć dużo cierpliwości i wytrwałości. Wiem, że nie możesz rzucić pracy, więc zostaje zaakceptowanie tego co jest. Dobrze, że nie mieszkamy w USA, bo dzieciaki dawno już by były w placówce 😦

    Polubienie

    1. Tak, pamiętam, że rozmawiałyśmy. I zgadzam się, że w początkowych etapach życia nikt i nic nie zastąpi stałej obecności mamy. Niestety rzeczywistość jest, jaka jest i trzeba sobie jakoś radzić. Dobrze, że są nianie 😉

      Polubienie

  5. My teraz mamy opiekunkę, która cały czas sprząta. Początkowo mnie to trochę irytowało, bo przecież nie szukaliśmy sprzątaczki. Jednak ostatnio robi z tego świetną zabawę. Dzieciaki jeżdżą na odkurzaczu albo miotle, dostają szmatki i czyszczą swoje zabawki.
    Mam dwie refleksje wynikające z tej sytuacji. Jedna, że być może mamy w domu wielki bałagan i brud, którego nie zauważamy. Druga to nadzieja, że te 10 godzin sprzątania w tygodniu nie wpłynie jakoś negatywnie na rozwój osobowości naszych dzieci.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Księżniczka ostatnio też próbowała „odkurzać”. Efekt był taki, że porysowała kantem szczotki całe schody, ale za to jaką miała zabawę! 🙂 Uważam, że to najlepsza droga do nauki domowych obowiązków: pokazać dziecku, że mogą być świetną rozrywką.

      Polubienie

  6. Cieszę się, że dobrze trafiliście i to już za pierwszym razem 🙂
    A jakie wymagania mają takie starsze panie/nianie? 😀 Strasznie mnie to zaciekawiło! Własna garderoba? Skrzynka whisky? 😀

    Polubienie

    1. Z takich całkiem zwykłych, to ograniczone godziny pracy, np. „Zaopiekuję się dzieckiem w godz. 8-15”.
      Z dziwniejszych:
      – wymóg mieszkania na parterze albo w bloku z windą (w pełni rozumiem, że dla starszej pani schody mogą stanowić przeszkodę, ale w takim razie jak ona zamierza dotrzymać kroku wszędobylskiemu dwulatkowi?)
      – wymóg odwożenia jej na zabiegi/kółko różańcowe/ uniwersytet trzeciego wieku o określonej porze.
      Czasem też pojawiały się oczekiwania finansowe, sugerujące, że niania oprócz opieki nad dzieckiem powinna jeszcze przynajmniej posprzątać dom, skosić trawę, wyczyścić komin i naprawić samochód 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz