Takie tam różne

Rodzicielskie antynoble – ranking subiektywny

Prolog

Staram się nie osądzać innych rodziców. Z boku wiele rzeczy wygląda inaczej, niż z perspektywy pierwszoosobowej. Łatwo kogoś ocenić na podstawie chwili, jednostkowego wydarzenia, które równie dobrze może być wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności albo mieć jakąś skomplikowaną i jak najbardziej wytłumaczalną przyczynę. Dlatego niniejszy ranking antyrodziców potraktujcie proszę z przymrużeniem oka. Ma służyć rozrywce i ewentualnie przyjrzeniu się własnym metodom wychowawczym (piszę to również do siebie, bo i dla mnie znalazło się miejsce w poniższym zestawieniu), niczemu więcej :).

Miejsce V     Ojciec – ryzykant

Chojnice z Fotopolska.pl
Źródło: Fotopolska.pl

Antynobel w kategorii „ojciec roku” wędruje do pewnego pana z Chojnic. Kilka lat temu, wypoczywając przy fontannie, zobaczyłam młodego tatę, który umieścił swoje dziecko (na oko maksymalnie dwuletnie) w pozycji klęczącej na widocznym na zdjęciu cokoliku. Sam usiadł sobie na ławce nieopodal i zatopił wzrok w ekranie telefonu. Oczywiście maluch, zostawiony sam sobie, bardzo chciał dosięgnąć rączką wody… Tylko przytomność innych osób zgromadzonych przy fontannie zapobiegła nieszczęściu.

Miejsce IV      Matka – pomadka

lipstick-605298_960_720

Teraz będzie o mnie. Historia z dzisiaj. Księżniczka obudziła się bardzo wcześnie i to w kiepskim humorze. Od rana była marudna, niczym nie chciała się na dłużej zainteresować. Wreszcie dorwała torbę od wózka, którą zabieramy na spacery. Uwielbia z niej wyjmować różne przedmioty i wkładać z powrotem. Ucieszyłam się, że ma bezpieczne zajęcie i poszłam się trochę oporządzić. W tej torbie znajdują się same Księżniczkowe szpargały, typu zapasowe pieluchy, etui na butelkę, podkład do przewijania, czasem jakaś czapeczka albo chustka. Co więc mogło pójść nie tak? Chociażby to, że po ostatnim spacerze nie wyciągnęłam stamtąd swojej pomadki do ust. Pisanie dalszego ciągu właściwie mogłabym sobie odpuścić, bo wystarczy odrobina wyobraźni, żeby wiedzieć, co trzynastomiesięczne dziecko jest w stanie zrobić przez 5 minut ze szminką. Na przykład wysmarować siebie od stóp do głów – jak najbardziej dosłownie. I jeszcze podłogę, kanapę i świeżo wywieszone pranie. Szczęście w nieszczęściu, że pomadka była dosyć jasna i nietoksyczna. Mam nauczkę na przyszłość… i przy okazji pretekst, żeby odwiedzić drogerię 😉

Miejsce III       Matko święta!

Kiedy odbywałam praktyki w szkole podstawowej, podeszła do mnie mama sympatycznej piątoklasistki – takiej pyzatej, spokojnej intelektualistki. Oznajmiła mi, że Marysia spóźni się chwilkę na zbiórkę przed jutrzejszą wycieczką, bo musi rano poadorować w kościele Pana Jezusa. Przyjęłam ten fakt do wiadomości i na tym mogłaby się sprawa zakończyć, ale mama mówiła dalej. Dowiedziałam się, że Marysia jest nadpobudliwa, ma za dużo złej energii i dlatego trzeba ją wyciszać. Z tego też powodu Marysia co rano chodzi do kościoła na pierwszą mszę, a potem leży krzyżem przed ołtarzem, żeby się uspokoić. No i właśnie dlatego spóźni  się jutro na tę zbiórkę.

Żebym nie została źle zrozumiana – sama jestem wierząca. Był czas, że też chodziłam w dni powszednie na poranne msze (chociaż nie bez znaczenia był fakt, że miałam chłopaka – ministranta… 😉 ). Uważam, że każdy ma prawo do własnych praktyk religijnych, o ile nie krzywdzą drugiego człowieka… No właśnie. Tak się zastanawiam, czy zmuszanie dwunastolatki do codziennego leżenia krzyżem na zimnej posadzce to rzeczywiście dobry sposób na pozbycie się „złej energii”. Chociaż – skoro Marysia była grzeczniutka i ułożona, to najwidoczniej działało 😉

Miejsce II       Jasiu, nie kop pani, bo się spocisz

wagon-188021_960_720

To było chyba ze dwa lata temu. Jechałam pociągiem, takim bez przedziałów, z poczwórnymi siedzeniami, na egzamin. Po drodze chciałam się jeszcze pouczyć. Pod koniec trasy, kiedy wagon był już prawie pełny, dosiadła się do mnie mama z synkiem, chyba niewiele starszym, niż obecnie moja Księżniczka. Przyznam uczciwie, że nie byłam tym zachwycona, ale też nie należałam nigdy do osób, którym jakoś szczególnie przeszkadzają dzieci w przestrzeni publicznej. Pomyślałam, że trudno, najwyżej z dalszej nauki nic nie wyjdzie. Chłopczyk był zresztą całkiem sympatyczny, bardzo ciekawy świata… a jego mama najwidoczniej postawiła sobie za cel wspieranie tej ciekawości, choćby po trupach. Posadziła go sobie na kolanach, pokazując mu widoki za oknem. Kiedy po chwili malec zaczął się nudzić, usłyszałam: „Wojtusiu, a teraz pani się przesiądzie, a my sobie zobaczymy widoczki z drugiej strony”. To ja byłam tą panią, co „się przesiądzie”. I nie miałabym nic przeciwko spełnieniu tego kaprysu, gdybym została o to w jakikolwiek sposób poproszona, a nie postawiona przed faktem dokonanym, w dodatku w trzeciej osobie. Udałam więc, że nie słyszę. Kobieta jednak się nie poddała i oznajmiła synkowi rozżalonym głosem: „Bardzo mi przykro, Wojtusiu, pani ci chyba jednak nie chce ustąpić”. Właściwie nie wiedziałam, jak mam się zachować… przeprosić ją za mój brak wychowania, czy od razu zabić? Mruknęłam, że wystarczyłoby poprosić i przesiadłam się naprzeciwko. Wojtuś pooglądał widoczki z drugiej strony, po czym zapragnął wrócić na poprzednie miejsce. Wróciłam więc i ja, a chłopczyk w dowód wdzięczności zaczął mi grzebać w torebce. Jeśli miałam jeszcze jakiekolwiek nadzieje, że moja współpasażerka dostrzega istnienie świata pozawojtusiowego, to w tamtym momencie one prysły. Owszem, zareagowała na poczynania synka. Jak? „I cio tam pani ma fajnego? Chusteczki, tak? I cio jeście?” Na końcu języka miałam odpowiedź, że magazyn z ostrym porno i chętnie pozwolę Wojtusiowi pooglądać obrazki. Zamiast tego, wycedziłam tym samym językiem: „Chyba nić fajnego, wieś?” i zamknęłam torbę. Wojtuś chyba nie był za bardzo rozczarowany, bo z pełnym zaangażowaniem oddał się przeglądaniu zawartości śmietniczki. Mamie to nie przeszkadzało, śmietniczce najwyraźniej też nie. No cóż.

Miejsce I      Matka – spadochron

spadochroooon

Uczyłam kiedyś nastolatka, którego mama najchętniej usłałaby mu drogę do szkoły poduszkami, żeby broń Boże nie nabił sobie przypadkiem guza. Już w pierwszych dniach pracy z nim zauważyłam, że chłopak jest zupełnie niesamodzielny. Jeśli czegoś nie wiedział, nie potrafił zapytać; jeżeli czegoś nie pokazało mu się palcem, to nie zrobił. Miał trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami, sam nie wykazywał bowiem żadnej inicjatywy i liczył, że koledzy sami się nim zaopiekują i zaproszą go do swojej paczki. Na początku myślałam, że jest chorobliwie nieśmiały, ale szybko okazało się, że po prostu mama zawsze wyręczała go we wszystkim. W procesie edukacji objawiało się to tym, że negowała praktycznie każdą jego ocenę, pisząc do nauczycieli (zwykle obraźliwe) maile, których główną tezą było to, że ona najlepiej zna swoje dziecko i wie, na ile ono opanowało biologię/historię/niemiecki etc. A pedagodzy są niekompetentni, niedouczeni i wyżywają się na jej biednym synku. Prawdziwy szok przeżyłam jednak w momencie, kiedy odkryłam, że szesnastoletni chłopak nie potrafi nakryć do stołu… i nie mówię tu o organizacji przyjęcia dla królowej brytyjskiej, tylko o położeniu talerza i zwykłych sztućców obiadowych.

Epilog

Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci klockiem. Wszyscy rodzice mają na koncie mniejsze lub większe wpadki, choć niektórzy zaliczają naprawdę spektakularne. Jestem ciekawa, komu i za co Wy przyznalibyście rodzicielskiego antynobla?

28 myśli w temacie “Rodzicielskie antynoble – ranking subiektywny”

  1. Mam ulubioną parkę rodziców – on pracuje praktycznie non stop, wraca do domu i ma UWAGI do jej sposobu wychowania 6miesięcznego teraz Igorka. I o ile na początku myślałam, że facet-świnia-szowinista czepia się biednej dziewoi, to po pewnym czasie zwątpiłam. Otóż tak – panna zasnęła na łączce z Igorkiem u boku na pełnym słońcu. Jej schodzi skóra z nosa, dziecię ma poparzone plecy i tyłeczek, bo leżał, jak go natura stworzyła, bez czapeczki czy pampera. Ona się nie wypiera, że z dziecięcia skóra schodzi, tylko obrażona tłumaczy, że nic się nie stało. Nie wypiera się również, że młody spadł jej z nocnego karmienia na podłogę, tłumaczy, że nic się nie stało, bo upadł na brzuszek. Bo ona ma mocny sen i nie poczuła. Ani nie usłyszała, jak płakał, mąż usłyszał. Bo mąż lekko śpi. I mąż się upiera, żeby przewijać, jak jest 2 w nocy, w sensie zawartość pieluchy 2, a która godzina to nie wiem, a ona uważa, że nie wolno dziecka budzić w nocy, niech sobie pośpi. W dzień babcia przewinie. I tu jest dowcip wszechczasów. Jej mamusia mieszka dwie przecznice od nich i przybiega na każde zawołanie. A ona ma pazurki na dwa centymetry. Więc się z mężem zastanawiamy, czy ona aby na pewno umie przewinąć Igorka. Bo z takimi pazurami to wcale nie jest pewne 😉 Nie czepiam się – po prostu pamiętam, że skóra małego człowieczka przy każdym zahaczeniu robi się czerwona! …mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam 🙂 Ale ode mnie mają antynobla za całokształt 😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. Masakra.
      Niektórzy nie nadają się na rodziców.
      Pamiętam że jak moje dzieciaki były malutkie, to dbałam o to żeby mieć zawsze obcięte i opiłowane paznokcie żeby nie zadrapać dziecięcej delikatnej skórki. Z resztą i dzisiaj paznokcie zapuszczanie tylko na określoną długość (niedługą), bo jak raz miałam trochę dłuższe paznokcie i odciągałam autystycznego syna od jego młodszej siostry (dusił ją w przypływie agresji), to niechcący wbiłam mu paznokcie w rękę. Bardzo się pilnuję aby się to nie powtórzyło (zarówno duszenia jak i skalę żenię paznokciem).
      A leżenie małego dziecka w słońcu – nawet przez myśl by mi nie przeszło że tak można.

      Polubienie

  2. Mnie ciarki przechodzą jak widzę rodziców jadących przodem rowerami a dziecko na swoim rowerku zapieprz z tyłu przy ruchliwej drodze.
    W ogóle jestem przerażona jak 2-4 letnie dziecko idzie samo niby koło nogi rodzica ale ułamek sekundy i już jest w innym miejscu. Rodzice nie mają wyobraźni.
    A słyszałyście o matce pod wpływem co dziecko w zagorącej wodzie wykąpała? U męża w rodzinie kuzynka wypiła rozpuszczalniki! Co Kurwa małe dziecko robiło bez opieki w garażu i co za idiota wolał do butelki po oranżadzie rozpuszczalniki o postawił w zasięgu rą dziecka?

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Z tymi butelkami po oranżadzie to chyba była kiedyś popularna metoda – w sensie, żeby przechowywać w niej jakieś płyny przemysłowe. Mój kolega też się kiedyś napił u dziadka w garażu jakiegoś żrącego świństwa, właśnie z takiej butelki.

      Polubione przez 1 osoba

  3. Ależ mi teraz wjechałyście na psychikę… Mam długie paznokcie. Swoje, naturalne, zadbane (chociaż niemalowane od roku, bo w dzień nie mam kiedy ani jak, a wieczorami jestem zbyt zmęczona). Moje dziecko ani razu od nich nie ucierpiało, za to od jej własnych i owszem 😉

    Polubienie

    1. Kochana, jeśli nie ucierpiało to dobrze.
      Ja mam nadpobudliwe dziecko z autyzmem i działam pod niego (jest nieprzewidywalny-kiedyś w ostatniej chwili, końcówką palca chwyciłam go za bety gdy staliśmy na przystanku przy głównej bardzo ruchliwej drodze, bo dosłownie rzucił się na przełaj przez jezdnię bo po drugiej stronie dostrzegł rurę w McDonald’sie albo do autobusu muszę go wdzierać siłą, bo sobie umyśli, że tym nie pojedzie). Córkę mam zdrową i nie zdarzyło mi się jej zadrapać.

      Polubienie

    2. Moja Żaba ma taką delikutaśną skórę – ja nie wiem, po kim! – że dopiero teraz odważam się zapuszczać szpony, a całe życie nosiłam długie, nawet do gitary nie ścinałam, więc rozumiesz traumę! I może dlatego u innych mamusiek śledzę – bom zazdrosna 😉

      Polubienie

  4. Jeszcze mi się coś przypomniało.

    Znajoma bez ogródek mówi, że bije dzieci pasem!
    Kurwa, pasem?! Co my, w średniowieczu żyjemy?
    Ja naprawdę jestem w stanie wiele zrozumieć, bo wiem jak dzieci potrafią dać w kość.
    Jestem w stanie zrozumieć klapsiora w tyłek raz na rok, ale pas i to jeszcze na codzień?
    I ona bez skrępowania o tym mówi i straszy dzieci pasem, który wisi celowo w widocznym miejscu na drzwiach i jest zawsze pod ręką.

    Polubienie

    1. Pewien dyplomata z Włoch przyjechał z nastoletnim synem do Szwecji na wycieczkę. Na którejś z ulic któregoś miasta w trakcie rozmowy doszło do sprzeczki. Ojciec niewiele myśląc, dał synowi z liścia. Zbaraniał bardzo, kiedy po chwili pojawiła się policja i zgarnęła gościa do aresztu. Potem była grzywna.
      W Polsce prawo też nie pozwala na bicie dzieci, ale w Polsce to prawo jest bezzębne i pewnie jeszcze długo będzie. A szkoda, bo bez bicia też się da.

      Polubienie

  5. U mnie jedno łączy się z drugim. Ponieważ jestem trochę mamą – spadochronem, widzę w Tomku ojca – ryzykanta. Jestem, może nie aż tak jak w opisie, ale bardzo często rozpinam nad dziećmi parasol ochronny. Tomka puszczam z Tamalugą bez oporów, a jednak gdy jesteśmy razem – on kontroluje Tamalugę, a ja kontroluję jego. Według mnie zbyt wolno biegnie do drabinek, zbyt często odwraca głowę, chociaż Tomek uważa, że przesadzam, bo ma wszystko pod kontrolą.
    Co do twojej uczennicy Marysi to przypomniała mi się jedna dziewczynka z Wiktorii gimnazjum. Nie wiem, czy ta „twoja” to faktycznie Marysia, czy zmieniłaś jej imię, ale tamta od Wiktorii naprawdę ma na imię Marysia. Rodzice nazwali 3 swoich dzieci odpowiednio: Maria, Józef i Karol (od Wojtyły, rzecz jasna). Powiem tylko, że ich wychowanie było bardzo podobne do wychowywania twojej Marysi. Ich całe życie miało być związane z kościołem. Ostatnio Wika pokazała mi Marię na fb. Jest „gotką” – czarny makijaż, piercing, tatuaże. Coś chyba poszło nie tak 😀
    Historia z pociągu – masakra, ale jakże często spotykana!
    Na zakupy po szminkę zabierz Księżniczkę. 😀

    Polubienie

    1. Uwierz mi, nie jesteś spadochronem… a przynajmniej nie w takim znaczeniu, jakie przypisuję temu typowi w powyższym tekście. Chyba że Twoje starsze córki do tej pory nie umieją posmarować chleba masłem, w co wątpię 😉
      Co do tej Marii – gotki, pisałam Ci kiedyś w mailu o pewnej mojej podopiecznej, u której surowe wychowanie skończyło się bardzo podobnie.

      Polubione przez 1 osoba

  6. …a potem, po tych zakupach, przez tydzień niech nie wychodzi z domu – bo przez tydzień będzie oglądała zdjęcia katastrofy w drogerii i dyskusje bezdzietnych, czy dziecko można wpuścić do drogerii, czy nie 😉 Pamiętam coś takiego, jakaś celebrytka makijażowa była oburzona, że w jakiejś drogerii dziecko poniszczyło próbki, z czego przez cały czas nie byłam pewna, czy to dziecko, bo kobiety w szale „muszę tego spróbować teraz-zaraz-natychmiast” również mogły doprowadzić do takiego stanu 😉

    Polubione przez 1 osoba

  7. Tak. Masz całkowitą rację pisząc, że każdy z nas popełnia błędy. I każdy (no prawie każdy*) znajdzie w swoim postępowaniu coś czego mógłby się wstydzić lub czego żałować.
    Swojego antynobla przyznałbym rodzicom nadopiekuńczym (np. matka spadochron) i tym wiecznie nieobecnym (bo praca, kariera itp.).
    Oddzielna nagroda specjalna dla tych co swoje dziecko wiecznie porównują z innymi dzieciakami.

    Pozdr
    M

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dokładnie, dla mnie nie ma nic gorszego niż nie spędzanie z dzieckiem tyle czasu ile potrzebuje. Sama z tym walczę niemalże każdego dnia…bo to pranie czeka, a to trzeba obiad ugotować, a podłoga wymaga pozmywania…A gdzie w tym wszystkim jest ten mały człowiek, który chce abyśmy się z nim pobawili, przytulili, ucałowali?

      Polubienie

    2. Chyba najgorszą odmianą „porównywaczy” są ci, którzy porównują ze sobą własne dzieci – zwłaszcza kiedy to porównanie wypada zawsze na korzyść jednego z nich.

      Polubienie

    1. Hiperpoprawnie brzmiałoby to: „… o postawieniu talerza i położeniu zwykłych sztućców”, ja się posłużyłam skrótem myślowym. Nawet nie zwróciłam uwagi, że to może dziwnie wyglądać.

      Polubione przez 1 osoba

  8. OMG! No niezłe zestawienie 😀
    Napiszę wprost – zamurowało mnie!
    Sama nie wiem, który rodzic z tego zestawu powinien wygrać…
    W swoim życiu często spotykałam dzieci-kaleki, których rodzice wyręczali we wszystkim. W moim rankingu wygrywa (ówczesna) 16latka, która nie potrafiła zrobić sobie herbaty i chciała wyławiać ręką gotujące się parówki.

    Polubienie

  9. W białostockim zoo obserwuję czasem takich rodziców ryzykantów, którzy swoje dzieci sadowią na ogrodzeniu wybiegu niedźwiedzi nóżkami do środka. Pewnie przy wejściu widzieli szybkę, którą można zbić i wyciągnąć drabinkę. Jest ryzyko, jest zabawa. Widocznie mają/mogą mieć więcej dzieci.
    A w sobie przyznaję I miejsce – matka spadochron, choć na swoje usprawiedliwienie dodam, że Tygrys uparty jest jak przysłowiowy osioł i przy nas nie chce nic robić sam, a wiemy, że potrafi. I toczymy sobie takie wojenki. I jeszcze ta matka święta. Co prawda krzyżem leżeć nie karzę, ale ostatnio „zmuszam” do wyjścia z nami na niedzielną mszę. Nie lubię bez rodziny. Mało tego stoimy w zakrystii, a nie na podwórku, bo zimą będę miała problem. Na szczęście argument, że jak idziemy razem, mamy więcej czasu dla siebie, póki co trafia.

    Polubienie

    1. Nie znam Cię osobiście, ale wydaje mi się, że nie jesteś takim spadochronem, o jakim pisałaś 🙂 Tę konkretną mamę naprawdę trudno przebić.
      Co do chodzenia do kościoła, to rodzinne wychodzenie na niedzielną mszę nie wydaje mi się godne antynobla 😉 Chyba że zakładacie włosiennice i zaliczacie wszystkie nabożeństwa w ciągu dnia 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz