Droga po szczęście, Taka tam rodzina adopcyjna

(PO)ADOPCYJNA MITOLOGIA

Jeszcze przed przysposobieniem Księżniczki popełniłam wpis na temat okołoadopcyjnych stereotypów. Teraz nadszedł czas na drugą część, tym razem dotyczącą życia z adoptowanym dzieckiem.

  1. PO ADOPCJI NIE JEST SIĘ RODZICEM, TYLKO OPIEKUNEM PRAWNYM

Prawny

Takie zdanie usłyszałam od rejestratorki w przychodni podczas wypełniania karty pacjenta. Na szczęście miałam przy sobie akt urodzenia małej, z którego jasno wynika, kto jest kim. W rzeczywistości po adopcji (zwłaszcza pełnej) powstaje według prawa identyczna relacja pomiędzy dzieckiem przysposobionym a jego rodziną, jak w przypadku pokrewieństwa biologicznego. Formalnie Księżniczka nie ma zatem żadnych rodziców poza nami.

  1. RODZINA ADOPCYJNA PODLEGA STAŁEJ KONTROLI RÓŻNYCH INSTYTUCJI PAŃSTWOWYCH

control-427510_960_720

Zdecydowanie mit – z tych samych powodów, co wyżej. Prawo pod tym względem nie rozróżnia rodzin biologicznych i adopcyjnych. Zdarzyło mi się, usłyszeć, że to źle, „bo przecież w telewizji mówią, co to się w tych rodzinach adopcyjnych dzieje”. Tu mamy do czynienia z kolejnym mitem, bardzo trudnym do obalenia. Niestety przemoc i zaniedbania zdarzają się w każdym typie rodzin. Być może te ze strony rodziców adopcyjnych poruszają szczególnie, bo przecież teoretycznie powinni oni być lepiej przygotowani do swojej roli i sprawdzeni pod każdym względem. Dodatkowo rozmiar tragedii potęguje świadomość, że pokrzywdzone dzieci już raz przeszły przez piekło, a teraz system zafundował im kolejne. Nie staram się bronić sprawców, wręcz przeciwnie, bowiem ich postępowanie rykoszetem odbija się na opinii normalnych, tych najzwyczajniejszych pod słońcem rodzin adopcyjnych. Mam na myśli, że przemoc w rodzinach biologicznych wydaje się czymś nagannym, ale mimo wszystko jakoś społecznie akceptowanym, natomiast ta w domach dzieci przysposobionych wywołuje niechęć do adopcji w ogóle i powoduje powstawanie właśnie tego rodzaju stereotypów.

  1. RODZICE ADOPCYJNI REGULARNIE OTRZYMUJĄ PIENIĄDZE OD PAŃSTWA

pieniądze.jpg

Rodziny adopcyjne są ciągle mylone z zastępczymi, być może stąd przekonanie, że przysposobienie jest równoznaczne z dodatkowym dochodem. O tym, jak silnie zakorzeniony jest ten mit, miałam okazję już kilka razy się przekonać. Znajomi pytali nawet nie „czy”, ale „ile” dostajemy miesięcznie na Księżniczkę. Otóż – okrągłe zero, bowiem nawet na 500+ się nie łapiemy ;). Jak pisałam wyżej, prawo nie rozróżnia pod tym względem rodzin adopcyjnych i biologicznych.

  1. ADOPCJĘ NAJLEPIEJ UTRZYMAĆ W TAJEMNICY PRZED OTOCZENIEM… I PRZED SAMYM DZIECKIEM

tajność

Co do pierwszej części – aby wcielić taką myśl w życie, musielibyśmy mieszkać na pustyni albo bezludnej wyspie. Oczywiste, że nie chwalę się każdemu, iż nie urodziłam mojej córki, ale też nie staram się jakoś specjalnie tego faktu ukryć. Jaki miałby być tego cel? Chyba jedynie narażenie siebie na śmieszność, kiedy okazałoby się, że rozmówca już dawno zna prawdę. Jeżeli chodzi o okłamywanie swojego dziecka, to w ogóle sobie tego nie wyobrażam. Ono jest żywym człowiekiem, nie maskotką. Ma prawo do pełnej wiedzy o sobie, ma też prawo do rodziców, którym zawsze będzie mogło ufać. Koniec, kropka.

  1. RODZINA ADOPCYJNA MUSI UTRZYMYWAĆ KONTAKT Z BIOLOGICZNĄ

girl-1897828_960_720

Przeciwieństwo poprzedniego punktu – i oczywiście mit. Nie musi. Adopcja w Polsce jest objęta tajemnicą, co oznacza, że rodzina pochodzenia nie zna nowych danych ani adresu dziecka. Dopiero gdy osiągnie ono pełnoletniość, może wystąpić do właściwego urzędu o udostępnienie mu danych sprzed przysposobienia i w ten sposób odnaleźć swoich biologicznych krewnych. Tyle w kwestii prawa. Znam natomiast przypadki, w których rodzice adopcyjni zdecydowali się wcześniej pomóc dziecku w poszukiwaniach jego korzeni. Myślę, że każdą z tych sytuacji należy rozpatrywać osobno, jednak faktem jest, że stare dane dziecka zostają po adopcji utajnione, zaś nowe nie zostają udostępnione rodzinie biologicznej.

  1. ADOPTOWANE DZIECKO UPODABNIA SIĘ DO SWOICH NOWYCH RODZICÓW

mom-20666_960_720

Nie jestem pewna, czy to tak do końca jest mit. Przede wszystkim dziecko wychowywane w konkretnej rodzinie (czy to biologicznej, czy adopcyjnej) w sposób naturalny przejmuje gestykulację, mimikę lub choćby styl wypowiedzi swoich opiekunów, dzięki czemu ewentualny brak wizualnego podobieństwa jest mniej zauważalny.  Wiem też, że niektóre ośrodki adopcyjne starają się dobrać rodziców do dziecka także pod względem aparycji (choć zapewne nie jest to kryterium decydujące). Nie mam pojęcia, czy w naszym przypadku tak było, ale Księżniczka wyglądem bardzo do nas pasuje. Kolor włosów ma zbliżony do mojego, oczu z kolei do P. Nie umiem powiedzieć, czy mieszkanie pod jednym dachem wpływa na fizyczne upodabnianie się do siebie, ale nie wykluczałabym takiej możliwości.  Pikuś Incognito popełnił kiedyś ciekawy wpis na ten temat (klik).

A z jakimi poglądami Wy się zetknęliście?

18 myśli w temacie “(PO)ADOPCYJNA MITOLOGIA”

  1. Już jakiś czas temu przestałem się dziwić obiegowym opiniom dotyczącym rodziców adopcyjnych, albo zastępczych. Zwłaszcza stałem się bardzo tolerancyjny dla osób wypowiadających swoje zdanie, gdy dowiedziałem się, że sędzia sądu rodzinnego nie wie co to jest pogotowie rodzinne.
    Jest więc dokładnie tak, jak napisałaś. Istnieją mity, stereotypy, z którymi chyba nawet nie ma sensu walczyć.
    Natomiast punkt 6 jest bardzo ciekawy. Nie wiem na czym to polega, ale wszystkie dzieci, które zamieszkały w znanych mi rodzinach adopcyjnych, tak bardzo stały się cząstką tych rodzin. Pewnie, że dzieci naśladują. Mają podobne powiedzenia, robią takie same miny jak ich rodzice, przejmują ich zainteresowania i pasje. Mogę nawet zrozumieć, że upodabniają się emocjonalnie – szaleniec potrafi się wyciszyć, a dziecko bardzo spokojne, po jakimś czasie jest „wariatunciem”. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego upodabniają się fizycznie. Może jest to splot wielu czynników (również wcześniej wspomnianych), powodujących taki odbiór. W każdym razie, we wszystkich znanych mi rodzinach adopcyjnych, tak właśnie było.

    Polubienie

    1. Ten przykład z sędzią jest przerażający! O ile rozumiem, że osoba w ogóle niezwiązana z adopcją może zwyczajnie nie wiedzieć, jak pewne rzeczy wyglądają, o tyle sędzia – zwłaszcza orzekający w tego typu sprawach – powinien znać cały system od podszewki. To trochę tak, jak gdybym ja nie znała etapów systemu edukacji albo rodzajów placówek edukacyjnych.
      Jeszcze co do naśladowania… Księżniczka właśnie wchodzi w etap powtarzania min, gestów, a szczególnie dźwięków. Czyli nadszedł już czas, kiedy trzeba uważać absolutnie na wszystko, co się robi i mówi 😉

      Polubione przez 1 osoba

  2. Dobre 😉
    Z większością tych mitów też się zetknąłem.
    Ale najciekawszy jest imo ten 6 punkt z Twojej notki.
    Jeżeli ktoś liczy na „powalające wręcz” fizyczne podobieństwo to się… zawiedzie. Natomiast z własnych doświadczeń po ponad roku ojcowania mogę napisać, że:
    – Moje córki same szukają fizycznych podobieństw z rodzicami. Starsza stwierdziła, że jako blondynka z jasnymi oczami jest podobna do taty (czyli do mnie), a młodsza została przypisana do mamy – z tych samych powodów. Tylko, że młodsza córcia i jej mamusia mają włosy ciemne i oczka jak węgielki.
    – Im dłużej jesteśmy razem tym częściej w słowach wypowiadanych przez nasze córki słyszę to co nauczyły się ode mnie lub żony. Czasem są to całe charakterystyczne zwroty.
    Słucham i czasem jakbym słyszał siebie 😉

    Tak więc może ten ostatni punkt nie jest takim zupełnym mitem.

    Pozdr
    M

    Polubione przez 1 osoba

    1. Myślę, że to fajne uczucie – słyszeć siebie w ustach córek 🙂 My z moim tatą do tej pory mamy takie charakterystyczne, tylko nasze odzywki, nie do końca zrozumiałe dla osób z zewnątrz.

      Polubienie

  3. Super, że o tym napisałaś, bo wydaje mi się, że większość ludzi niezwiązanych z adopcją właśnie tak myśli. Ja ostatnio spotkałam się z wielkim zdziwieniem, że nie MUSIMY kontaktować się z rodziną biologiczną. Wynika to z tego, że ludzie oglądają za dużo filmów amerykańskich, gdzie występuje też rodzaj adopcji zwanej „otwartą”, gdzie rodzice biologiczni i adopcyjni znają się bardzo dobrze, a nawet są wybierani.

    O podobieństwie już kiedyś pisałam u siebie, że coś w tym jest 🙂 Oczywiście można trochę sobie „pomóc”, nawet nieświadomie, czyli podobna fryzura, ubranie itp. choć ja wiele razy słyszałam, że młodsza jest podobna do mnie, a starsza do męża od ludzi, którzy nie wiedzą o adopcji. Pewnie to prawda, że doszukują się tego podobieństwa, ale co by nie mówić, skoro obie mamy duże niebieskie oczy, to muszą być po mnie 😉

    O to, czy kurator będzie nas odwiedzać co jakiś czas, sami pytaliśmy jeszcze na początkowym etapie, trudno więc powiedzieć, czy to mit, czy po prostu ludzka niewiedza, bo niby skąd człowiek ma wiedzieć takie rzeczy.

    Polubienie

    1. Mój mąż usłyszał ostatnio od znajomego, że Księżniczka jest „idealnym miksem” cech P. i moich. Tak jak mówisz, może widział to, co chciał widzieć, ale mnie to wcale nie przeszkadza 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      1. Jak urodziła się starsza córka, to pani z ośrodka powiedziała, że od razu wiedziała, że ona urodziła się dla nas, że jest nasza. Ciekawe dlaczego. Może dlatego, że ja też do drugiego roku życia byłam łysa jak kolano 😛

        Polubienie

  4. Widzę, że wszyscy komentujący poruszają punkt 6😉w naszym przypadku ciężko uwierzyć, że nasz Ryś nie jest biologicznym dzieckiem mojego męża. Jest do niego bardzo podobny fizycznie. Im starszy, tym to podobieństwo się zwiększa. Ludzie, którzy nie wiedzą o adopcji, mówią wprost, że to „skóra zdarta”, że się go nie wyprze itp. Samą mnie to zadziwia. Nie wiem, jakie były pozostałe kryteria ośrodka, ale nasza opiekunka powiedziała wprost, że mały jest bardzo podobny do męża. Biorąc pod uwagę, że trafił do nas zaledwie 3 m-ce po kwalifikacji, można by się pokusić o domysł, czy to podobieństwo nie było jednak decydujące…

    Polubienie

    1. O, to widzę, że Wy też krótko czekaliście 🙂 My 5 miesięcy od kwalifikacji, więc także niezbyt długo. Nasza Księżniczka może nie jest do nas idealnie podobna, ma inne rysy twarzy, ale też jakoś specjalnie „nie odstaje”. Gdybym przedstawiła ją komuś jako biologiczną córkę, to nie sądzę, żeby sam jej wygląd wzbudził jakieś podejrzenia czy niedowierzanie.
      Znam natomiast przypadki, gdzie faktycznie dziecko wygląda kropka w kropkę jak rodzice adopcyjni (pozdrawiam w tym miejscu RA Helenki i Karolinki, bo wiem, że to czytają 😉 ). Jest w tym coś niesamowitego!

      Polubienie

  5. Co do pkt 6 – taki mały dowcip – otóż w jakiejś gazecie LGBT, że pary ona-ona nie tylko zaczynają mieć w szafach te same ubrania – ale upodabniają się fizycznie do tego stopnia, że są brane za siostry. Znam też ze dwie pary tancerzy, którzy po latach treningów i potem życia razem zaczęli rzeczywiście przypominać rodzeństwo. A mówimy o dorosłych, ukształtowanych ludziach – więc niby jakie szanse miałoby dziecko? Matka Natura mówi – upodobnij się – będzie łatwiej – i dziecię grzecznie zmienia kształt kości policzkowych, kolor włosów i zgryz 😉

    Polubienie

  6. Te kontrole obiły mi się o uszy rzeczywiście. A co do tego ile się dostaje – hoho, wszystkie pieniądze świata 😉 Faktycznie to musi się mylić z rodziną zastępczą.
    Ciekawe, tak swoją drogą, że – jak kiedyś pisał Hef – w Polsce jest dość dużo adopcji ale świadomość niewielka. Pewnie to swego rodzaju nisza, którą ludzie interesują się kiedy sami się do tego procesu przygotowują…

    Polubienie

  7. My spotkaliśmy się z opinią, że cała procedura adopcyjna trwa 6 tygodni. Jakże wielkie było zdziwienie naszego rozmówcy, że zajęło nam to 2 lata.
    Punkt 6 – coś w tym jest. Ja nawet na początku żartowałam z Męża, żeby się przyznał czy nie „zmajstrował” Tygrysa na boku, bo podobieństwo było uderzające.

    Polubienie

  8. Okazuje się, że moja wiedza w tym zakresie jest zadowalająca. Obaliłam wcześniej wszystkie mity, tak intuicyjnie.
    Ale fakt, że wielu ludzi tak myśli, też się z tym zetknęłam.
    Super ciekawy temat.
    Buziaczki dla tej, co od was nie odstaje! 😀

    Polubienie

Dodaj komentarz